Rozdział ósmy
Po ubiegłym wieczorze, Karolowi zostało coś więcej, niż żenujące wspomnienia i sms'y w telefonie.
- Co jest? - warknął pod nosem, zupełnie tego nieświadomy. Przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze, największą uwagę poświęcając skrawkowi skóry na karku. Purpurowy siniak był średnio widoczny przez kosmyki włosów, ale on bez problemu odkrył malinkę, odznaczającą się na jasnej karnacji.
Nie było żadnych wątpliwości, kto jest sprawcą tego oznakowania. Tylko sens i racjonalne wyjaśnienie zaistniałego problemu, wydawać się mogło nieznane. Cóż...
Fakt był faktem – Tomek musiał się zbyt mocno zaangażować w skubaniu jego szyi w klubie. Rzeczywiście, czuł wówczas ciepłe usta na karku, ale nie przypuszczał, że mogłoby zostać to zwieńczone takim zaborczym aktem.
Zaborczym. Bo w końcu, czym były takie siniaki, jak jawnym przyznaniem się do tego, że nie ma się zamiaru kimś dzielić? Przynajmniej tak uważał Karol, dopóki nie został obdarzony takim znakiem. W jakim celu miałby robić coś takiego Tomek?
Karol nie miał najmniejszego zamiaru obwieszczać korepetytorowi, jaką pamiątką go obdarował. Pewnie musiało się to zdarzyć przez przypadek, prawda?
***
Pierwszy tydzień bez grupy z praktyk, minął mu naprawdę szybko. Za szybko. Jak tylko do jego myśli docierała świadomość, że już za trzy tygodnie znów będzie musiał oglądać mordę Filipa, to mu się w żołądku przewracało. Ha! Nie pamiętał, by kogoś tak nie znosił. Nie była to nienawiść, ależ skąd! Młodszy brat Tomka po prostu go irytował. Bardziej, niż przewidywała norma ustawowa. Dlatego też starał się wzbudzić w sobie przekonanie, że to przecież aż, a nie tylko, trzy tygodnie!
Październik na szczęście już się kończył. Nie mógł się doczekać, aż spadnie pierwszy śnieg. Uwielbiał pocieszać się tą myślą – niedługo wszystko pokryje się bielusieńkim puchem, który zmyje całą szarość dróg.
- Karol, w poniedziałek na ostatniej godzinie przyjdź napisać ten ostatni sprawdzian – powiedział do niego nauczyciel od niemieckiego. Chłopak kiwną głową na znak, że zrozumie. Pożegnał się ze znajomymi z klasy i ruszył pod klasę, w której Tomek miał ostatnią lekcję. Brunet obiecał, że przerobi z nim cały materiał do klasówki, aż będzie miał dość. Wierzył, że chłopak wcale z niego nie żartował, ale prócz tego, że będzie rzygał tym szwabskim bełkotem, to jeszcze będzie coś z niego rozumieć.
Karol oparł się plecami o ścianę, poprawiając czarny golf. W ciągu kilku dni zdążyło się raptownie ochłodzić. Drzwi od sali jak zawsze otworzyły się z hukiem, a tłum niemal porwał go ze sobą. Tomek nie wyszedł tym razem ostatni – zapewne dlatego, że była to tylko religia, ale z trudem go dostrzegł wśród ludzi.
- Tu jesteś – przywitał się, uśmiechając się przy tym. Karol odwzajemnił delikatnie ten gest, nie patrząc jednak w kierunku trzecioklasisty. Jego korepetytor wyglądał na wyraźnie zadowolonego z nadchodzącego weekendu. Jeszcze raz spojrzał na swój rozciągnięty sweter – naprawdę lubił te ciepłe, bawełniane ubrania – i strój Tomka, czyli wytarte jeansy oraz granatowa marynarka.
Powinienem w końcu przestać się z nim porównywać, pomyślał, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Obaj musieli jeszcze pójść do szatni po kurtki.
- Powiedziałem Annie, że wpadniesz i będziemy się uczyć dłużej niż zwykle – poinformował go chłopak, gdy wychodzili już ze szkoły. Zrobiło się też trochę ciszej, bo uczniowi szybko opuszczali mury znienawidzonej placówki.
- Nie miała nic przeciwko? - zapytał automatycznie, dobrze wiedząc, że Anna najchętniej widziałaby go u siebie co drugi dzień. Miał wrażenie, że kobieta lubi z nim rozmawiać.
- Nie, nawet powiedziała, że zrobi na kolację coś specjalnego. Chodźmy się jeszcze napić jakiej kawy, czy coś.
- Jasne, czemu nie. - Karol zasunął kurtkę przeciwdeszczową, aż pod samą szyję, niezauważalnie dla Tomka przesuwając zimnymi palcami po miejscu, gdzie jeszcze przedwczoraj znajdowała się malinka. Siniak schodził długo. Nie wiedział, jakim cudem udało mu się go ukryć nawet na wychowaniu fizycznym.
Szli obok siebie, niewiele mówiąc. Czuł się nieco skrępowany tą ciszą, która panowała między nimi, nawet jeśli nieszczególnie mu przeszkadzała, bał się trochę, że zostanie odebrany za niemowę. Chociaż... Tomek miał już okazję poznać go bliżej i nieszczególnie zmienił swoje nastawienie do niego. Ba! Zdawać się mogło, że poczyna sobie śmielej i śmielej, wprawiając go w coraz większe osłupienie.
- Słuchasz mnie? - Tomek szturchnął go lekko w rękę.
- Przepraszam, zamyśliłem się – odpowiedział, czerwieniąc się przy tym ze wstydu. Nie potrafił się w ogóle skupić, gdy w grę wchodził Tomek.
- Często ci się to zdarza, prawda? - zaśmiał się, przyspieszając kroku. Weszli do jakiejś kawiarni, stając w kolejce. - Weźmiemy na wynos.
- Niekiedy – mruknął, bardziej zły na siebie, niż mógłby przypuszczać. Skup się! Miał ochotę się na siebie wydrzeć. Jego mózg miał problemy z rejestrowaniem tego, co się wokół działo. - W porządku.
- Co chcesz? - zapytał brunet, wyjmując z tylnej kieszeni spodni portfel.
- Białą kawę. - odpowiedział, nie rozumiejąc o co może mu chodzić. Sam otworzył plecak, aby wyjąć pieniądze. Od razu zauważył, że zapomniał kserówek do nauki.
- Ja zapłacę. Jestem ci to winien po ostatniej sobocie – obwieścił, składając zamówienie, nim Karol zdążyłby zaprotestować. Przyjemny zapach kofeiny roznosił się w powietrzu wraz z zapachem książek. Ostatecznie porzucił pomysł zwrotu pieniędzy Tomkowi – jak chce, to niech płaci. Zaczął się rozglądać po wnętrzu pomieszczenia, zwracając większą uwagę na regały z opasłymi tomami, aniżeli obrazy oraz dodatki, komponujące się ze sobą całkiem dobrze.
- Proszę. - Tomek podsunął mu pod nos parujący napój w specjalnym kubku.
- Dzięki. - Upił niespiesznie pierwszy łyk gorzkiej kawy, wychodząc z powrotem na dwór. - Masz jeszcze te zadania, które mi dałeś?
- Te od gramatyki? Nie. Tylko nie mów, że to wszystko zgubiłeś...
- Nie zgubiłem. Tylko zapomniałem wziąć z domu.
- Nie wiem, czy zostawiłem kopie w komputerze...
- Pojadę po nie. Powinienem wrócić za dwie godziny. - Miał ochotę strzelić sobie w głowę za tą nieuwagę.
***
Winda zepsuła się drugi raz w tym tygodniu. Wbiegł szybko po schodach, dysząc przy tym lekko. Nie miał zbyt dobrej kondycji. Wszedł na swoje piętro, od razu stykając się z niezbyt miłym widokiem. Drzwi był otwarte. Nie na roścież, ale lekko uchylone.
- Cholera! - warknął. Tego mu jeszcze brakowało. Świetnie! W jego głowie nie było miejsca na strach, który tak nim przesadnie dominował w codzienny życiu. Wpadł jak burza do mieszkania, nie zastanawiając się, czy potencjalny włamywacz opuścił już mieszkanie czy jeszcze nie. Jego dzień zapowiadał się na naprawdę udany...
Zatrzymał się raptownie w przedpokoju, prawie wpadając na masę pudeł, z których wystawały ubrania, sterty papierów i jeszcze większe ilości niewielkich roślin doniczkowych, takich jak kaktusy... Głównie kaktusy. Na jego oczach całowała się dwójka chłopaków. Nie mogli być od niego starci więcej, niż cztery, pięć lat, chociaż jak tak się dokładniej przyjrzał niższemu z nich, to mógł nawet zaryzykować stwierdzenie, że byli w tym samym wieku. Olśniło go w jednym momencie. Jeden z nich był pewnie jego współlokatorem.
Stał tak, jak sparaliżowany dopóki niższy z chłopaków nie przestał przyciągać do siebie tego drugiego za kark. Jego spojrzenie zostało skrzyżowane z chłodem obojętności zielonych ślepi jakiegoś chochlika!
- Czyżby mój nowy współlokator? - został zapytany przez Alana, co oczywiście Karol wywnioskował, bo chłopak nie zamierzał się przedstawiać. Przyjrzał się studentowi z większą uwagę, aniżeli wcześniej, ignorując drugiego chłopaka.
- Zgadza się – odpowiedział, mierząc Alana ciekawskim wzrokiem. Student był zaskakująco niski jak na swój wiek. Karol sam był raczej przeciętnego wzrostu, a Alan był niewiele od niego niższy, co widocznie nadrabiał chamstwem.
Gdyby
spotkał go na ulicy, nie miałby problemu ze stwierdzeniem, że musi być
homo albo przynajmniej bi, bo zostało mu właśnie udowodnione. W dodatku
te przydługie włosy, związane na czubku głowy i bezrękawnik poplamiony
farbami, jasne jeansy, czarne rzemyki na nadgarstkach. Co za popaprana
osobowość, przemknęło mu przez myśl, cholerny artysta.
Chłopak zrobił kilka kroków w jego stronę, podnosząc z ziemi jedną z doniczek.
Chłopak zrobił kilka kroków w jego stronę, podnosząc z ziemi jedną z doniczek.
-
Skoro tak, to powiem tylko jedno: nie zbliżaj się do mojego pokoju i
zajmij się swoim życiem – polecił mu Alan, zabierając kwiatka i biorąc
pod rękę wysokiego, przystojnego towarzysza, uśmiechając się przy tym
tak promiennie, radośnie i szczerze, że aż Karola zmroziło ze zdziwienia.
-
Nie miałem innego zamiaru – wymruczał, gdy otrząsnął się z początkowego
szoku, ale było już za późno, bo drzwi od pokoju Alana zatrzasnęły się z
trzaskiem. Karol mógł potwierdzić swoje początkowe przemyślenia do
swojego współlokatora – z pewnością się nie polubią, coś czuł, że będzie
to obopólna niechęć. W dodatku poddawał w wątpliwości zdrowie umysłowe tego studenta.
- Jakby miał rozdwojenie osobowości...
***
Zbliżała się szósta, gdy Karol dzwonił domofonem do drzwi domu Tomka. Trzymał pod pachą zapakowane w reklamówkę materiały do nauki, dalej wspominając swoje pierwsze spotkanie z Alanem. Miał nadzieję, że będą się widywać jak najrzadziej, bo inaczej coś czuł, że wojna się na froncie szykowała.
Nieraz spotkał na swojej drodze ludzi takich jak Alan i z własnego doświadczenia wiedział, że nie mogło się to skończyć najlepiej. Przez ostatnie dwa lata jego wcześniejsza klasa spędziła na szydzeniu z niego, albo udawaniu, że nie istnieje. Miał wrażenie, że wraca momentami do chwil, o których tak pragnął zapomnieć. Siedem lat temu ledwo przebrnął przez ciągnące się skutki depresji, ale jej nawrót na początku liceum zwiastował najgorsze...
Do dziś nie potrafił rozmawiać z ludźmi jak kiedyś, zanim to wszystko się zaczęło. Sukcesywnie, notorycznie niszczył elementy ze swojego życia, porzucając za sobą wszystko w obawie, że zostanie sam. Przed laty bał się samotności, ale nim zdołało to do niego dotrzeć, nauczył się ją kochać i z nią żyć, będąc gotowym na jej nadejście w każdym momencie...
Tylko sny nie i niepokojące myśli, powielających się wspomnień, nie dawały mu zdrowego snu oraz spokoju ducha. Gdyby został zapytany, dlaczego dalej żyje skoro nie ma ku temu żadnego powodu, odpowiedziałby, że to dlatego, że nie istnieje też żaden powód, by musiał stąd odejść.
- Karol! Już myślałam, że nie przyjdziesz! - powitała go Anna, ubrana w różowy fartuch, upaćkany jakimś czerwonym sosem, chyba z pomidorów, wyraźnie czuł też czosnek. Czyżby włoska kuchnia?
- Spóźniłem się na wcześniejszy autobus – wyjaśnij, wchodząc do sieni, gdy został zaproszony gestem ręki. Kobieta poklepała go po ramieniu, niemalże wpychając go do środka.
- Ładny zapach – powiedział. Aż się zrobił głodny.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że będzie ci smakować, to lazania. Zawołam was, gdy będzie już gotowa. A, właśnie! Tomek mówił, że zostaniesz na noc, masz sprawdzian w poniedziałek, tak?
- Na noc? - powtórzył za nią niepewnie. Pierwsze słyszał. Nie musiał się domyślać, by wiedzieć, że Tomek specjalnie nic mu o tym nie powiedział.
- To żaden problem! Poczekaj, dam ci jakieś kapcie. - W tej samej chwili na przedpokoju rozległ się dźwięk telefonu. Kobieta szybko odebrała telefon stacjonarny, od razu zaczynając rozmowę.
- W końcu oddzwoniłeś! Od wczoraj starałam się do ciebie dodzwonić, Filip! - Karol cofnął się krok do tyłu, tak głośno wydarła się kobieta.
- Nie interesuje mnie to! Umówiliśmy się, że będziesz dzwonić co trzeci dzień! A, Karol, w szafce na dole są kapcie, wybierz sobie jakieś. - Kiwnął głową i schylił się, by wybrać coś do siebie. Wybrał pierwsze z brzegu, zakładając je i ściągając kurtkę. Tak jak zawsze powiesił ją w szafie.
Nim
musiał zacząć się zastanawiać, co teraz zrobić, na półpiętrze pojawił
się Tomek w szarych dresach i czarnej podkoszulce, ładnie opinającej
jego brzuch.
- Jesteś. Choć na górę. - Karol zawahał się przed postawieniem pierwszego kroku na schodach. Był tu już kilka razy, ale zawsze z Tomkiem, uczyli się w dużym pokoju. Nie wchodził jeszcze na górę, bo nie było ku temu jakiegoś konkretnego powodu, bo to na dole znajdowała się łazienka. Poszedł na chłopakiem, czując jak jego serce kotłuje się w piersi w zdezorientowaniu. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale od czasu tamtej soboty w towarzystwie Tomka, coraz częściej zdarzały się momenty, w których nadmiernie się denerwował, tak bardzo zależało mu na jego zdaniu.
- No chodź – ponaglił go, wpuszczając go do swojego pokoju jako pierwszego. Natychmiast uderzyła w niego tonacja ciemnych kolorów ścian – szarość i ciemny brąz. Na regałach ułożone były książki historyczne oraz językowe – te do języka ojczystego, jak i do angielskiego, niemieckiego, francuskiego, włoskiego, rosyjskiego oraz szwedzkiego. Karol był pełen podziwu. Tego się nie spodziewał. Wiedział, że Tomek jest dobry w językach obcych, ale żeby aż tak się tym interesował? Prócz tego w pokoju odznaczało się jeszcze łóżko zaścielane beżową narzutą, duże jak na jednoosobowe, a także dużo zdjęć wiszących na ścianach, głównie były to zdjęcia, gdy Tomek był młodszy. Na kilku z nich znajdował się Filip, ale ich skwaszone miny jasno dawały do zrozumienia, że od najmłodszego musieli się nie cierpieć. Na biurku przygotowane już były podręczniki z wcześniejszego roku, które należały do Tomka.
- Usiądź na łóżku, albo na ziemi, jak rozłożymy te wszystkie papiery, to nie będzie jak tu przejść.
- O co Anne chodziło z tym spaniem? - zapytał, jak tylko Tomek zamknął za sobą drzwi. Brunet wzruszył ramionami.
- Cały czas mi ględziła, że przecież w zeszłym tygodniu miałeś zostać, więc na odczepkę powiedziałem, że dzisiaj zostaniesz. Nie sądzę by przyjęła wiadomość odmowną.
- Właśnie tego się obawiałem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz