W całym swoim życiu, pijany był, tak naprawę niebiańsko zalany w trupa, tylko raz. Nie przepadał za smakiem alkoholu - ani za smakiem, ani za tym, jak zachowują się ludzie podczas nietrzeźwości umysłowej.
Czuł się tak wykończony, że sam nie wierzył w to, co widziały jego oczy. Rysiek z Lidią namiętnie wymieniali się drobnoustrojami - nigdy nie posądzał Lidii o takie zachowanie, zwykle Rysiek dostawał między żebra, jak się zbytnio do niej kleił publicznie - nie zwracając uwagi na resztę świata. Z resztą, nim Karol w ogóle zaproponował im wcześniejszy powrót do domu, ci skierowali się na oświetlony parkiet klubu. Para miała zamiar spędzić tak resztę czasu, aż do zamknięcia knajpy.
Karol zignorował to. Tak jak wspomniał, był zbyt zmęczony, by użerać się z tą dwójką. Sączył mocno rozcieńczonego drinka przy barze, w duchu dziękując barmanowi, że usłuchał jego prośby i zrobił coś naprawdę lekkiego, co nie zetnie go od razu. Chociaż jak teraz o tym myślał, nawet gdyby go ścięło, to szybko odzyskałby świadomość, bo o ile pozbył się Ryśka z Lidką, to bynajmniej nie pozbył się Tomka.
Co prawda chłopak nie był zbyt rozmowny, ale sama jego obecność w tym stanie sprawiała, że Karol cały drętwiał. Nie wiedział, jak powinien się zachowywać. Więcej, przed oczami cały czas miał scenę, w której Tomek odwołał ich spotkanie. Wróć. Korepetycje. No cóż, odwołał to odwołał. Karol tylko nie rozumiał, jak jakaś popijawa mogła być ważniejsza od ich zobowiązania.
Poczuł się z lekka rozczarowany. Liczył na to - mimowolnie - że Tomek ma więcej oleju w głowie, niż reszta dzieciaków w ich wieku. Jakaś samokontrola, czy coś. Naprawdę myślał, że chłopakowi wypadło coś ważnego, a tu taka niespodzianka!
Rozgoryczenie. Skąd w nim tyle tego cholerstwa?
Karol zerknął kątem oka na Tomka, który zajął miejsce przewodniczącej, gdy ta dała się zaciągnąć na parkiet. Chłopak opierał się o blat, czkając - co prawda nie dało się tego zbyt dobrze usłyszeć przez dudniącą muzykę, ale jego ciało wzdrygało się leciutko w równych odstępach czasu, Karol od razu skojarzył ten odruch.
O ile normalnie ludzie po pijaku przejawiają zbytnią ruchliwość i agresję, Tomek zdawał się popadać w stan zadumy... albo dokładniej rzecz ujmując, w stan senności. Zapewne gdyby wtedy nie poczuł zapachu piwa, nie przypuszczałby nawet, że Tomek cokolwiek mocniejszego wypił.
Tak więc siedzieli obok siebie. On, skrępowany, miał ochotę wyjść i nie wrócić, powtarzając nieustępliwie, że już nigdy nie wyjdzie ze swoją klasą na żadną zakrapianą imprezę. Karol nie był pewien, czy Tomek tak w ogóle go rozpoznał. Po prostu siedział, półleżał na blacie i rozglądał się powolnie na boki.
Karol już wiedział, że nie wysiedzi tu do czwartej, dlatego szybko zadecydował, że punkt trzecia wraca do swojego azylu, swojej fortecy, kamiennego bastionu i niech się ci wszyscy pijacy od niego odczepią. Nie miał ochoty oglądać kogokolwiek do poniedziałku.
Telefon położony przy dużej dłoni Tomka zaczął wibrować. Jeśli dzwoniła jakaś melodyjka, to najzwyczajniej w świecie została zagłuszona. Jak wszystko w tej knajpie. Karol nie powstrzymał ciekawskiego spojrzenia, skierowanego na wyświetlacz. Bez problemu odczytał nazwę kontaktu.
Obaj skrzywili się w tym samym momencie. Dostrzeżenie tej miny u Tomka, spowodowało u Karola jeszcze większe zirytowanie. Dzwoniła Anna. Oczywiście Tomek zapisał ją jako "macochę", co znów cisnęło mu na usta pytanie: dlaczego wy obaj tak jej nie akceptujecie? Tomek odrzucił połączenie. Nie wiedział, czy to dobrze czy źle - lepiej żeby kobieta się martwiła, niż żeby usłyszała go wyzywającego i zalanego w trupa? Już chyba lepiej, żeby wiedziała, że Tomek żyje...
- Lepiej odbierz - polecił. Musiał pochylić się w stronę Tomka i wypowiedzieć te słowa blisko jego ucha, by mieć pewność, że zostaną usłyszane i w miarę zrozumiane. Nie sądził, by chłopak cokolwiek pamiętał z dzisiejszego nocy. Może tym lepiej? Tomek odwrócił głowę w jego kierunku, patrząc na niego ni to z zaciekawieniem, ni zdziwieniem.
Kolejny telefon został zignorowany. Karol nie był pewien, w jaki sposób zostało zinterpretowane zainteresowanie, które okazał Tomkowi, ale dla chłopaka musiał być to niewątpliwie jakiś znak, bo zaczął nagle dostrzegać jego osobę.
Karol oniemiał, gdy Tomek bez żadnych słów, zastanowienia czy krępacji, po prostu przysunął się bliżej i objął go ramieniem. Krwawy rumieniec oblał jego policzki natychmiast, podczas gdy Tomek nie wykazywał żadnych oznak zażenowania! Zesztywniał, niezdolny się choćby poruszyć na swoim miejscu. Tak zaszokowany to on dawno nie został - zapewne też z tego powodu, nie wyrwał się z uścisku. Ba! Nie drgnęła mu nawet powieka, tylko źrenice rozszerzyły w niemałym zdumieniu.
***
Rozsiadł się wygodnie na łóżku, wciąż czując przyjemny ból, rozchodzący się po dolnych partiach ciała. Uwielbiał kochać się z Gracjanem. Choć na jedną chwilę zapominał o tym, że przecież nie jest przez niego kochany w stopniu choćby zbliżonym do tego, którym jest obdarowywany przez Alana.
Akceptował to od początku. Tylko z tego powodu trwał w tym dalej - z miłości i zgody, którą wyraził jeszcze na początku tego układu. Układu, w którym Gracjan nie potrafił dostrzec uczucia, które go wręcz zabijało. Alan nie zastanawiał się wcale, gdy dostał w pociągu sms'a - "mam na ciebie ochotę" było więcej warte, niż jeszcze jeden tydzień opuszczonych zajęć na studiach.
Gracjanowi naprawdę musiała doskwierać samotność, skoro zdecydował się napisać coś takiego. Dostać tak jawne potwierdzenie, zamiast zwykłego "wpadłbyś dzisiaj, czy coś", to niemalże święto. Można by to spokojnie zaznaczyć w kalendarzu.
Alan nigdy nie miał wątpliwości, że jego przyjaciel jest też znakomitym kochankiem, ale ich wczorajsze spotkanie, zapadnie w jego pamięci na długi czas. Ostatecznie nie zdołał się normalnie przywitać, a już był rozbierany na przedpokoju przez zachłanne ręce. Nawet nie zdążył za sobą drzwi zamknąć, a ciepłe usta Gracjana, badały jego zziębnięte wargi. Nie było w tym ani kszty delikatności, której czasem mu brakowało. Ale w tamtym momencie było inaczej. Nawet mu przez głowe nie przeszło, że ten akt miałby wyglądać mniej zwierzęco, bo naprawdę, nie spodziewał się, że Gracjan mógłby być tak agresywny... w tak pozytywny sposób.
To musiała być miłość. Już dawno się z tym pogodził. Beznadziejna miłość, dusząca go w swoim bezlitosnym uścisku odkąd poznał przyjaciela w liceum. Po było pięć lat temu. Teraz nie było już mowy o zauroczeniu. Teraz mowa już była wyłącznie o szczerym uczucia. Chociaż chyba trochę ślepym i masochistycznym - bo dla Gracjana nie był to związek, a układ.
Związał przydługie głowy na czubku głowy recepturką. Obudził się dzisiaj o piętnastej w południe, tak został wymęczony w nocy, że nie miał najmniejszego zamiaru wstawać, a Gracjan widocznie nie miał serca go zrywać skoro świt i już go nie było, gdy Alan ostatecznie podniósł się z miejsca i doczłapał do łazienki.
Od tego czas minęło już kilka ładnych godzin. Właściwie to była już noc, a jego przyjaciela jak nie było, tak nie ma. A on czekał - trochę jak wierny pies, nienawidził sam się tak nazywać, ale prawda widoczna była gołym okiem. Gracjan robił, co chciał i kiedy chciał. A Alana uwzględniał w swoich planach, gdy mu to pasowała.
Nie zawsze tak było. Tylko odkąd zaczęli ze sobą sypać, był traktowany raczej jak lalunia do sporadycznego ruchania, a nie przyjaciel. Nie spędzali już czas, jak kiedyś. Tylko uprawiali seks. Nie przeszkadzało mu to. Tylko zostawiała w sercu taką dziwną lukę, że nie spędzają już wieczorów razem, tylko noce, jako sekretni seks-przyjaciele.
Rozłożył się na dużym łóżku. Szeroka bokserka Gracjana, zwisała na nim, jak na wieszaku. Nie był tak dobrze zbudowany, jak on, nawet różnica ich wzrostu była ogromna - prawie 20 cm! On sam był raczej średniego wzrostu... To znaczy blisko średniego wzrostu. Koszula podwinęła się do góry ukazując pępek, lekko opaloną skórę - pamiątkę z plaży, jak zasnął na słońcu latem - i bliznę po zoperowanym wyrostku. Usnął w ubraniach Gracjana, nie spodziewając się nawet takiej pobudki, jaką otrzyma w najśmielszych koszmarach. Może znów wyolbrzymiał?
Nie miało to teraz znaczenia. Sen był przyjemny i mocny - czyli taki, jaki przychodził mu zawsze z łatwością. Zwłaszcza w łóżku przyjaciela, w jego pierzynie, tonąc w jego zapachu.
***
Nie był nawet w stanie uchylić powiek, tak pochłaniała go ciepła kołdra. Nie chciał też otwierać oczu z jednego powodu - noc z pewnością już minęła, a Alan miał ochotę jedynie leżeć zaplątany w tej kołdrze, otumaniany bliskością drugiej osoby. Gracjan musiał wrócić, gdy zasnął przypadkiem.
Miał mocny sen. Dlatego nie zdziwił się specjalnie, jedynie przysunął się nieznacznie bliżej, chwytając pod rękę drugą dłoń, której dotyk czuł na policzku od momentu przebudzenia.
Teraz dopiero mógł poczuć, jak delikatna była to ręka. Delikatna i miękka, nieco mniejsza od jego. Słodki, kwiatowy zapach, dotarł do niego z dużym opóźnieniem.
Co jest, do cholery?!
Otworzył raptownie oczy, wciągając mocno powietrze przez rozchylone usta. Twarzą do niego, obrócona była dziewczyna, którą widział pierwszy raz w życiu. Odpowiadała na uścisk jego dłoni, marszcząc przez sen nos. Alan wyrwał swoją rękę, odsuwając się od ciała rudowłosej kobiety.
Był tak zdziwiony jej widokiem, że z trudem oderwał od niej zszokowany wzrok w kierunku Gracjana, znajdującego się po jej drugiej stronie. Jego przyjaciel otaczał dziewczynę ręką w pasie, trzymając twarz blisko jej szyi.
Czuł się, jakby miał zaraz dostać ataku paniki. Co się tu wyrabiało? Serce łomotało mu w piersi, a krew szumiała w uszach, dłonie niezmiernie zaczęły się pocić, a na wargi cisnęły się sterty przekleństw i zarzutów. Tylko, czy mógł to wszystko powiedzieć na głos?
Zwlekł się z łóżka w popłochu. Zarówno Gracjan, jak i ta dziewczyna byli w pełni ubrani, co więcej na nogach dalej mieli buty! Do niczego między nimi nie doszło. A przynajmniej nie tutaj. Stał boso koło wielkiego łóżka, czując się upokorzony. Tak bardzo rozczarowany. Skrzywdzony. Czyżby Gracjan nie spodziewał się go tu zastać? Nie wierzył w żadną z tych wszystkich rzeczy, które widziały jego oczy. Nie wierzył, bo gdyby to do niego docierało, z pewnością zalewałby się już łza, a przynajmniej wściekłością. Tak. Wściekłość i bezsilność. Nie uroniłby ani łzy. Nigdy bowiem nie liczył na nic.
Zatoczył się, wpadając na framugę od drzwi sypialni. Syknął, wpadając do kuchni z kwaśną miną. Ramiączka bokserki zsuwały się z jego ramion, drażniąc jego nadszargane nerwy. Nienawidził smaku kawy. Żadnej kawy. Obecnie jednak żaden inny napój nie postawi go na nogi i nie pozwoli mu zacząć trzeźwo myśleć tak jak ta przeklęta lura z fusami. Tylko taką pił jego przyjaciel. Mocną. Aż go dodatkowo mdliło.
- Cholera - warknął, mając głęboko w dupie dwójkę, śpiącą w pokoju obok. Zbliżała się dziesiąta. Nie zamierzał udawać, że go tu wcale nie ma. Zalał kawę wrzątkiem. Otworzył okno, a do wnętrza wpadł dźwięk ujadania jakiegoś psa. Usiadł przy kuchennym stole. Westchnął męczeńsko, przecierając oczy.
- Przepraszam - melodyjny głos zupełnie zagłuszył ujadanie kundla, rozbijając się o ścianki jego chaotycznego umysłu. Wpatrywało się w niego spojrzenie ciepłych oczu w akompaniamencie lekkiego uśmiechu. Rudowłosa dziewczyna weszła powolnym krokiem do kuchni, z ociąganiem zajmując miejsce naprzeciwko niego. Alan nie oderwał ust zanurzonych w gorzkiej kawie, którą starał się tak usilnie przesłodzić. - Mógłbyś mi pokazać łazienkę?
Na chwilę zapadła cisza, która widocznie ją krępowała, ale Alan miał wówczas ochotę ją zasztyletować.
- Na końcu, po lewej - mruknął niechętnie, stawiając kubek na stole. Obrzydlistwo, że też ten idiota nie ma tu czegoś innego.
- Dzięki. - Ruda wstała pospiesznie, obrzucając go dodatkowym spojrzeniem, zanim zupełnie opuściła pomieszczenie i zniknęła za ścianą. Minęła się w progi z Gracjanem. Zaspany chłopak doczłapał do niego i oparł się o blat, wgapiając się w jego parujący kubek tak intensywnie, że aż się zirytował.
- Kto to? - zapytał się, starając się, by jego głos brzmiał w miarę naturalnie. Zadał to pytanie dopiero wtedy, gdy usłyszał dochodzący z łazienki szum wody. Gracjan wzruszył ramionami, biorąc kubek Alana, nim ten zdecydował się w jakikolwiek sposób zareagować.
- Poznaliśmy się w barze. Nie miałem serca wysłać ją taką pijaną samą, więc zaproponowałem nocleg.
- Mam nadzieję, że wam w niczym nie przeszkodziłem - sarknął gorzko, ale jego przyjaciel nie wyczuł tej nuty żalu.
- Nie, chociaż myślałem, że wrócisz do domu. Sorry za to zamieszanie. Chyba się nie wystraszyłeś, jak się rano obudziłeś - zaśmiał się Gracjan, klepiąc go po ramieniu.
Alan tego nie skomentował. Za to mocno liczył na to, że już więcej w swoim obecnym życiu nie usłyszy o tej rudej panience.
***
- Czego ona chce?- burknął Tomek, tonem tak niskim i wibrującym, wprost do jego ucha, że poczuł salwę dreszczy, przebiegających od koniuszków palcy, przez kręgosłup, kark, aż do czerwieniejących uszu. Otoczony ramieniem przez chłopaka, Karol myślał tylko o tym, że nie może zostawić Anny w niewiedzy. Gdy telefon na nowo zaczął wibrować, wyciągnął w jego kierunku własną dłoń. Drżącą i słabą, jak jego całe ciało i świadomość. Nie był przyzwyczajony do cudzego dotyku. Był tak skrępowany i z lekka przerażony, że również jego głos musiał drżeć, gdy odbierał połączenie. Tomek nawet nie zaprotestował.
- Halo? Anna? - wyszeptał miękko. Kobieta nie mogła go usłyszeć.
- Halo, Tomek?
- Tu Karol - odpowiedział po krótkiej przerwie, starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę. Tomek nie przejął się tym zbytnio i oparł wygodnie głowę o jego ramię. - Ciężki jesteś - wzrócił się ciszej do chłopaka, który zignorował jego protesty swoim uśmiechem. Karol zapisał sobie, by poinformować tego pana, że uśmiechanie się w jego towarzystwie jest surowo zabronione. Karol naprawdę nienawidził tego pełnego wyższości uśmiechu, pozbawionego szczerości, zwyczajnej radości, którą powinien ukazywać taki gest.
- Karol? Tak się cieszę! - Nie wątpię, przemknęło mu przez myśl. - Jak się trzymacie?
- Ja dobrze. - Za Tomka wolał nie odpowiadać. Opisanie tego słowami było niemalże niemożliwe.
- Na to liczyłam. Posłuchaj, bo rozumiem, że Tomek nie chce, albo nie jest już w stanie rozmawiać - Telepatka, a nie kobieta, stwierdził, zerkając kątem oka na Tomka. - Nie będę mogła po niego przyjechać. Moja nocna zmiana się przeciągnie. Będzie musiał wrócić sam.
- Żaden problem. Przekażę.
- Poczekaj! Czy jeśli to nie problem, to nie odstawiłbyś go do domu? Wiem, że już jest późno, dlatego będę się lepiej czuć, jeśli będziecie razem. Przespałbyś się u nas i odwiozłabym cię rano.
- Odprowadzę go. Nie martw się - zapewnił ją, ale nie miał najmniejszego zamiaru spać pod jednym dachem z tymi dwoma demonami. Rozłączył się przypadkiem, bez pożegnania, czując na szyi ciepły oddech, a chwilę później jeszcze cieplejsze usta. Aż mu poziom adrenaliny w ciele skoczył.
- Jeszcze raz zrobisz coś takiego, a ci przywalę - warknął Karol. Powiedział to szybciej, niż zdołał pomyśleć. Nie było w danym momencie mowy o jakiejś nieśmiałości i oczarowaniu takim gestem, nawet jeśli w grę wchodził ktoś taki jak Tomek. Karol nie był rzeczą. I w żadnym wypadku nie da się wykorzystać przez kogoś nieświadomego, czy go nie kochającego. Bo Karol może i nie potrafił kochać, ale chciał być kochany. A Tomek zachowywał się obecnie jak palant.
Dotyk na karku zniknął tak szybko, jak się pojawił, ale Tomek nie cofnął ręki, którą go obejmował. Widocznie jego cierpkie słowa podziałały na chłopaka. Karol zdławił w zarodku ten cień rozczarowania. Jego niedoświadczone ciało miało nieodpartą ochotę odpowiedzieć na otrzymywane czułości. Musiał się jednak skupić na czymś innym - na powrocie do sąsiedniego miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz